/home/virtualki/71189/public_html/new/templates/up/component.php on line 5
"> Ulica Prosta - Co dalej po "trzech sitach"?

Tydzień temu mówiliśmy o trzech sitach, przez które przechodzą ludzie wierzący. Pierwsze sito, to jest sito ewangelii w ogóle. Mówiliśmy o tym, jak Pan Jezus głosił ewangelię i mówił tym, którzy do Niego przychodzili, że jest pewna cena do zapłacenia i że jeżeli oni nie są gotowi jej zapłacić to lepiej, żeby już dalej za nim nie chodzili.

On ich po prostu uświadamiał, że to co robią jest życiowym wyborem. To, co dostają, jest rzeczą niepojętą. Natomiast została zapłacona za nich cena, której i tak nie są wstanie sobie wyobrazić. I życie, w które wejdą w tej chwili, jest życiem cudownym, wspaniałym, nowym, żywym, od Ducha, natomiast trzeba będzie zapłacić pewną cenę i zachodzi pytanie: Czy są gotowi?

Na etapie pierwszego sita wielu odpadało. Pamiętacie te tłumy które przychodziły do Pana Jezusa, prawda? Oni chcieli zostać uzdrowieni, oni chcieli zostać nakarmieni, ich tam było bardzo dużo, natomiast okazało się, że większość z nich po otrzymaniu uzdrowienia, po otrzymaniu rozmnożonego chleba po prostu wracała do domu, i pozostawali tacy, jacy byli wcześniej.

Nic się w ich życiu nie zmieniło, a przechodząc przez pierwsze sito stwierdzali: "No niestety, policzyłem koszty i stwierdziłem, że nie będę dalej chodził z Jezusem, wracam do domu". Potem było sito numer dwa, to znaczy moment w którym Pan Jezus zaczął głosić tak zwaną twardą mowę.

I kiedy powiedział uczniom - i to wyłącznie swoim uczniom, nie wszystkim - że aby z Nim żyć na co dzień, trzeba tak łaknąć Jego obecności, żeby Go aż pochłaniać, żeby Go spożywać. I mówił o spożywaniu Jego ciała i o piciu Jego krwi. O tym, że to są sprawy duchowe, ponieważ Jego ciało i krew zostały wydane za każdego za nas.

W związku z tym, jeżeli człowiek nie chodzi z Panem i jeżeli nie łaknie Go, nie pragnie, nie spożywa Go na co dzień w sposób duchowy, to całe uczniostwo mija się z celem. To jest sito numer dwa. Sita się zagęszczają, jak widzicie.

I potem sito numer trzy, kiedy mówi Pan Jezus do Piotra: "Wyprosił sobie szatan, żeby was przesiać jak pszenicę". Te słowa mówił już do Dwunastu. Nie do tych wcześniejszych, tylko do Dwunastu: "Wyprosił sobie szatan, żeby was przesiać jak pszenicę". Dalej powiedział Piotrowi: "Ale ja wstawiałem się do Ojca, żeby nie ustała wiara wasza".

Wtedy Piotr oczywiście powiedział: "Panie, przecież ja się Ciebie nigdy nie zaprę i na śmierć jestem gotów pójść", itd. A Jezus mu mówi spokojnie: "Już niedługo się mnie zaprzesz". I musiał przyjść taki moment w życiu Piotra, kiedy on sam zobaczył swoją własną słabość i swoją własną bezsilność. On zobaczył, że według ciała nie możemy kompletnie nic. Nawet jeżeli jesteśmy bardzo odważni i wydaje nam się, że pójdziemy za Panem do końca, to w pewnym momencie okazuje się, że sam Pan zadba o to, żeby nam pokazać, że według ciała nie możemy zupełnie nic.

Po przejściu trzeciego sita zostają już tylko ci, którzy są zdecydowani pójść za Panem do końca. Tylko ci ludzie mają tę możliwość, bo mają takie serca i takie pragnienia, które wychodzą naprzeciw pragnieniom Bożym i tylko w stosunku do nich następuje zetknięcie, spotkanie między pragnieniami ich serca a pragnieniami Boga. Wtedy następuje coś, co jest opisane w psalmie: "Rozkoszuj się Panem a da ci czego życzy sobie twoje serce".

Dlatego, że jeśli będziesz rozkoszował się Panem, będziesz miał takie pragnienia, które będą zgodne z wolą Bożą na 100% i wtedy Bóg da ci to, czego życzy sobie serce twoje. Które serce? Przemienione, twoje serce. I po przejściu przez trzecie sito zostają już tylko ludzie, którzy takiego życia pragną.

Ta grupka - bo to nie jest duża grupa ludzi - która pragnie takich rzeczy, która przeszła przez to trzecie sito, jest tak mała, że Pan Jezus nawet się zapytał w pewnym momencie czy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie. I miał na myśli swoje przyjście po Kościół, dlatego, że gdy Pan Jezus przyjdzie drugi raz widzialnie, to czytamy w Biblii, że wtedy cały naród Izraela się nawróci. A więc wtedy Pan Jezus znajdzie wiarę na ziemi.

Zachodzi tylko pytanie, czy On znajdzie wiarę na ziemi wtedy, gdy przyjdzie po Kościół. Dlaczego? Bo mała będzie grupa ludzi takich, którzy zdecydują się pójść do końca. I teraz ta mała grupka staje w pewnym momencie po przejściu przez trzecie sito. Przed bardzo konkretną alternatywą . Ona jest opisana w Ew. Jana 12:24-27

"Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje. Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu. Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie; jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój. Teraz dusza moja jest zatrwożona, i cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie teraz od tej godziny? Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę".

To jest taki moment, w którym po przejściu przez trzecie sito, zaczynamy się lekko bać. Nasza dusza jest zatrwożona. Dlatego, że pozostaje nam alternatywa: albo, albo. I Bóg mówi tak: "Albo będziesz chciał pozostać taki, jaki jesteś, albo będziesz chciał zachować swoją tożsamość, swoje ja, swoje ego, swoje plany, swoje własne pragnienia; i wtedy pozostajesz ziarnem".

Dobrze, pozostajesz ziarnem, wpadniesz już do ziemi, wpadłeś już do gleby i teraz decydujesz ty co chcesz z tym zrobić. Albo pozostaniesz ziarnem albo wydasz obfity owoc. Lecz obfity owoc możesz wydać tylko wtedy, kiedy twoje ja, twoje ego, kiedy plany moje, plany nasze, nasze widzenie naszego życia w ogóle - obumrą.

Dlatego Pan Jezus mówi, że jeżeli ktoś miłuje życie swoje, to je utraci. Tzn. jeżeli chcesz żyć po swojemu i miłujesz takie życie, upierasz się, żeby tak zostało, jeżeli masz swoje plany i uważasz, że twoje plany są dobre, a Bóg je wykona, to się grubo mylisz. Każdy z nas się grubo myli. Bo to nie jest tak, że my mamy plan, a Bóg go wykonuje. To Bóg ma plany i Bóg je wykonuje, a nas do tego używa. I to już jest wielka łaska z Jego strony, że daje nam ten przywilej. Ponieważ wszystkie swoje plany mógłby wykonać samodzielnie. Bez niczyjego udziału.

Czasem chrześcijanom się wydaje, że oni nie wiadomo co robią dla Pana i mają takie poczucie jakiejś własnej wartości, bardziej albo mniej skrywane. Czasem traktują nowonawróconych jak swoje trofea, jak kiedyś na kolbie karabinu odcinało się znaczki. Zupełnie nie o to chodzi. Zupełnie nie tędy droga. Bóg ma plan. Bóg go wykonuje i gdyby chciał, to kamienie by wzbudził. Ale upodobało mu się utworzyć Kościół. Upodobało mu się działać przez ludzi. Upodobało mu się mówić przez ludzi. I to jest z Jego strony wielka łaska dla każdego z nas.

Teraz jest pytanie, czy ta grupka, która przeszła przez trzy sita, rozumie jak wielkiej łaski doświadczamy, czy nie rozumie? Chce tej łaski, czy jej nie chce? Czy jest gotowa obumrzeć dla własnych planów i dla swojego "ja"? Pan Jezus mówi, że Jego dusza jest zatrwożona. W tej chwili. Kiedy przyszedł na ziemię i miał pójść na krzyż, Jego dusza była zatrwożona. Także nasz "stary człowiek", który staje przed alternatywą pójścia na krzyż, jest zatrwożony. On się będzie bał. Będzie sobie myślał w ten sposób: "No, może Paweł, może ktoś tam, może gdybym nie miał rodziny, może gdybym nie miał takiej pracy, gdybym nie był tak zajęty, gdybym domu nie budował, gdybym nie miał tylu planów, było by mi łatwiej".

Ktoś kiedyś powiedział do mnie, że jemu największą trudność sprawia szare życie z Panem Bogiem. Dlatego, że byłby gotowy na czyny heroiczne dla Pana, ale szare życie z Panem Bogiem sprawia mu największe problemy. Niestety okazuje się, że gdy przychodzą prześladowania, wtedy tacy ludzie uciekają pierwsi. Ponieważ mają teoretyczne wyobrażenie o tym, jak to wszystko powinno wyglądać. Jeżeli ktoś nienawidzi swoje życie na tym świecie, to je zachowa ku żywotowi wiecznemu. Pan Jezus mówi dalej w 26 wersecie:

"Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie; jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój".

Właściwie dwutorowo można rozumieć ten fragment. Idziemy za naszym Pasterzem. Idziemy za naszym Panem przez całe życie. Ale żeby to wszystko mogło dobrze się zacząć to, jeśli kto chce mu służyć, wszystko zaczyna się od problemu chęci. Jeśli kto chce mi służyć to musi pójść za mną, mówi Pan. A gdzie poszedł Pan Jezus? Na krzyż. I co się potem stało? Zmartwychwstał. Nie ma mocy zmartwychwstania w naszym życiu bez wcześniejszego krzyża. Nie ma takiej możliwości. Nam się czasem wydaje, że jest inaczej i mamy wielkie pragnienia. Przecież my jesteśmy tu, na tej sali, bo mamy pragnienia, które są cudowne. Te pragnienia są Boże i Bóg się z tego cieszy. Żeby wreszcie zaczęło się dziać coś, co jest prawdziwe, normalne, zdrowe, Boże i my byśmy tego wszyscy chcieli. Ale Bóg mówi: nie ominiecie krzyża. Dlatego, że najpierw poszedłem na krzyż, mówi Pan. A potem dopiero zmartwychwstałem. I najpierw pójdziemy na krzyż, a potem dopiero zmartwychwstaniemy.

Z tym pójściem na krzyż to jest właśnie najtrudniejsza sprawa, bo my przyjmujemy to przez wiarę. To jest nasza decyzja, kiedy się nawracamy. Ale potem dzieją się takie jakieś dziwne rzeczy, jakby ta stara natura wracała. Okazuje się, że jest żywotna i bardzo silna. I pojawia się problem. Paweł pisze w Liście do Rzymian: uważajcie siebie za umarłych dla grzechu. Okazuje się , że grzech teraz w pewnych dziedzinach zaczyna panować. Jaki z tego wniosek? Bardzo prosty. List do Rzymian 6:4-7

"Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili. Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania, wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi"

To co się stało na Golgocie, stało się dlatego, że Pan Jezus utożsamił się i nadal utożsamia z każdym z nas. Bo my czasem nie bardzo rozumiemy co to znaczy, że Jezus umarł za nas. Jezus umarł w nasze miejsce. To znaczy, że tam na krzyżu powinienem wisieć ja. To znaczy, że ja powinienem zostać zabity, a Pan Jezus poszedł za mnie. To znaczy, że w moje miejsce On został zabity. On wziął moje grzechy na siebie i poniósł pełną karę. Tylko z tego później musi coś wynikać.

I okazuje się, że my tak naprawdę nie mamy ochoty ukrzyżować do końca starego człowieka. W Liście do Rzymian czytamy:

"że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi"

I znów podchodząc od końca do tej zasady, która tu jest przedstawiona widzimy, że o tyle służymy grzechowi, o ile nie pozwoliliśmy ukrzyżować "starego człowieka". Bo jeżeli został ukrzyżowany, to nie będzie służył grzechowi. Jeżeli nie został ukrzyżowany to będzie służył grzechowi. Przyjęliśmy to przez wiarę.

Pytanie: jak to jest w naszym życiu? Czy ten "stary człowiek" faktycznie umarł, czy nie umarł? I ta mała grupka, która przeszła przez wszystkie sita, ma przed sobą naprawdę decyzję poważną, ale jeżeli ją podejmie, to wtedy przechodzimy na drugą stronę. Przechodzimy przez coś, przez wiarę i z mocą Bożą. Nie własnym wysiłkiem. To jest kwestia decyzji. Przechodzimy przez coś, o czym pisze Ap. Paweł do Galacjan 2:20, a co zawsze było dla mnie strasznym wersetem, muszę przyznać:

"Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie."

Czy jestem ukrzyżowany z Chrystusem? Jeżeli tak jest - jeżeli dochodzę do takiego momentu, że podejmuję decyzję, to żyję już nie ja. Żyje we mnie Chrystus. I to dla "starego człowieka" jest rzecz straszna. Ponieważ "stary człowiek" ma swoją tożsamość. "Stary człowiek" woła o swoje "ja". I czasem chrześcijanie też zaczynają, zastanawiać się nad swoją tożsamością. Ja mam swoją tożsamość. Osobistą, wyznaniową, jakąś tam. Tożsamość.

Tymczasem owoc, wydawany przez ziarnko, które umrze, to jest owoc ogromny. To jest owoc Boży. Na temat owocu Pan Jezus mówi jeszcze raz potem w nauczaniu o krzewie winnym. Zauważcie: (1) Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest winogrodnikiem. (2) Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc. (3) Wy jesteście już czyści dla słowa, które wam głosiłem;

Dwa rozdziały wcześniej Pan Jezus mówi o ziarnku, które musi obumrzeć. Jeżeli człowiek obumrze, to jest już czysty dla Słowa, które Pan Jezus głosi. Wtedy jest wszczepiony i może być żywą latoroślą, która wydaje owoc. Zastanówmy się więc, czy latorośle jakiegololwiek krzewu podkreślają własną tożsamość. Jaka jest tożsamość latorośli - tej gałązki, która tam na tym krzewie rośnie? Jeżeli pójdziecie do jakiegoś sklepu ogrodniczego i zobaczycie krzew, który ma wiele gałązek, to pod tym krzewem jest podpis. Ale to jest podpis z nazwą krzewu a nie gałązki. Gałązka jest częścią krzewu. I nasza tożsamość jest w Jezusie Chrystusie. Tylko.

To nie znaczy, że ja przestaję być sobą. Bóg stworzył każdego z nas indywidualnie i Słowo Boże mówi: "cudownie mnie stworzyłeś". Tylko ja już przestaję tyle mówić o tej mojej tożsamości. To już przestają być moje plany. To już przestaje być wszystko moje. Bo ja staję się latoroślą krzewu. I teraz, jeśli człowiek staje się latoroślą krzewu; jeżeli obumrze dla tych swoich planów i dla swojego "ja", to na dobrą sprawę, jedyną naszą rolą jest nie przeszkadzać Bogu w tym, żeby robił to, co chce.

Podobnie jak rolą latorośli, tej gałązki, jest to, żeby nie przeszkadzać sokom płynącym od korzenia robić tego, co mają robić. Jeżeli latorośl oczyszcza się od środka - załóżmy, że to, co w tej chwili pokazuję, jest jej przekrojem. I sok płynie środkiem. Latorośl powinna być oczyszczona, aby sok płynął bez przeszkód. I powinna być świadoma, że zostaje wszczepiona do krzewu. A zatem to nie jest tak, że my przychodzimy do Kościoła - my jesteśmy Kościołem. To nie jest tak, że my przyłączamy się do Chrystusa. "Chrystus w nas, nadzieja chwały". On jest w nas.

My nie jesteśmy dla Niego partnerami. Nie. Jeżeli jesteśmy ukrzyżowani wraz z Nim, to nasze obecne życie jest życiem w wierze w Syna Bożego. Bo On nas umiłował i wydał samego siebie za nas. Kiedyś nie chciałem ruszać tego wersetu z Galacjan. Wydawało mi się tak: To jest Paweł. Wielki chrześcijanin. Człowiek, który wszystko mógł oddać, poszedł za Panem. Wszystko poświęcił, nie miał rodziny i jako apostoł przeszedł pół świata. Ale ja takim nie mogę być. Bo ja mam takie, takie, takie obciążenia. Panie, Ty wiesz. Panie, Ty rozumiesz.

Ale to słowo nie chciało zniknąć z tego fragmentu, z tej strony. Jest tam przez cały czas. I Bóg mówi: "Słuchaj, musisz obumrzeć". I dopiero wtedy, kiedy to zrobisz - dopiero wtedy, kiedy każdy z nas to zrobi - wtedy wejdziemy w coś takiego jak odpocznienie. My cały czas stoimy bardzo często na granicy i boimy się ją przekroczyć. Dusza nasza jest zatrwożona. Tak, jak mówi Pan Jezus: "Dusza moja jest zatrwożona, ale cóż powiem. Przecież po to przyszedłem".

Gdyby to przełożyć na nasze doświadczenie życiowe to właściwie jest tak: Stajemy na tej granicy i mówimy: "Panie dusza moja jest zatrwożona, ale po to przecież się nawróciłem. Przecież po to doszedłem do tej granicy, żeby ją przekroczyć. A nie stać np. i przyglądać się jak inni chodzą w tym odpocznieniu, a ja się męczę. Owocu nie wydaję. Mocy w mym życiu nie widać. Bo ja doszedłem do granicy i boję się ją przekroczyć. A dlaczego? Bo moje "ja" nie chce zrezygnować ze swojej tożsamości. Nie chce obumrzeć nasiono.

Jeżeli się już przekroczy tę granicę decyzją wiary - jeżeli się powie: "Panie, nie moja wola, ale Twoja, nie moje plany, ale Twoje, nie moja moc ale Twoja" - to Pan obiecuje w swoim słowie, że "nie mocą i nie siłą ale Duchem swoim będzie to czynił". Dopiero wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę to mamy tylko nie przeszkadzać, możemy wejść w odpocznienie, które daje Bóg. Wtedy wiemy, że to co, się dzieje, nie jest przypadkiem. Wtedy wiemy, że Bóg wszystko kontroluje. Wtedy wreszcie przestajemy się tak strasznie spinać. Przestaniemy być działaczami. Przestajemy mieć własne plany, Przestajemy liczyć na cokolwiek i liczymy już tylko na Boga. To jest bardzo ważny moment.

Wracając do 15 rozdziału Ew. Jana, gdzie Pan Jezus mówi o tym krzewie winnym. Tam jest cały czas mowa o tym, żeby w Nim trwać. Jak już jesteśmy wszczepieni, to najważniejszą sprawą jest wytrwać. To Ojciec chodzi wokół krzewu. To Ojciec przycina. Ojciec nawozi, Ojciec się troszczy. To właściciel winnicy. Ojciec jest właścicielem winnicy, nie my. To On przycina to co trzeba przyciąć. I jeżeli cierpicie w tej chwili. Jeżeli ktokolwiek ma problemy, zastanówcie się, czy nie jest tak, że Bóg znalazł w naszym życiu jakieś miejsce, w którym coś za bardzo wyrosło. I winogrodnik po prostu musi przyjść z sekatorem. Przyciąć ten kawałek po to, żeby w innych miejscach inne sprawy zaczęły owocować. Dlatego, że przycinanie latorośli powoduje, że inne pędy wydają lepsze owoce.

I teraz postawa: Panie to nie moje pędy, lecz Twoje. One należą do Ciebie. Pokaż mi, w których sprawach należy coś przyciąć, a nawet przytnij to sam. A przycinanie boli. Tylko jeżeli się na to zdecydujemy, to za tym wszystkim idzie wielkie błogosławieństwo. Bo wtedy zaczyna w nas działać naprawdę Pan. Wtedy już nie jest tak, że On nam pomaga. Wtedy On działa w nas. I dobrze jest taką decyzję podjąć. Dobrze mieć tę świadomość, że wpadłem w ziemię i nie chcę być dłużej ziarnem - chcę wydać obfity owoc. Jeżeli chcesz wydać obfity owoc, Pan mówi: "Dobrze - umieraj!".

Jeżeli już przeszliśmy już przez to trzecie sito, to po prostu umierajmy. Łatwo się przekonać, czy już umarliśmy, czy nie. To są bardzo życiowe, proste sytuacje, na przykład kiedy ktoś nam wpada w słowo, kiedy ktoś nas obraża, kiedy coś się dzieje takiego, że się wzburzamy: "On mi przerwał, on mi zrobił to, on mi zrobił tamto". No, to umarłem albo nie umarłem. "Ależ mnie zabolało!", "Ale mnie zranił!". "Ale mi się stało!".

Nieboszczyka nie boli. Pamiętajcie. Nieboszczyk nie krwawi. On jest martwy, bo oddał wszystko Bogu i teraz Bóg żyje w nim. Nieboszczyka raczej trudno wyprowadzić z równowagi. Bo naprawdę umarł. Jeżeli to się stanie, to Bóg nam pobłogosławi. Umierajmy. Powiedzmy Panu Bogu: Panie, chcę iść na krzyż. Podejmuję tę decyzję.

Ja nie chcę was agitować i manipulować emocjami. To jest kwestia przekonania serca. Słowo Boże mówi bardzo wyraźnie iż jest decyzja, która jest konkretna bardzo, i że tej decyzji można nie podjąć. Bo zawsze tak Bóg robi. Jezus ma taką miłość do nas, że jest w stanie pozwolić nam odejść. Kocha nas. I będzie cierpiał, ale jest w stanie pozwolić nam odejść. Decyzja należy do nas. Gdy staliśmy przed pierwszym sitem, wybór należał do nas. Przed drugim sitem też. Przy trzecim - jak najbardziej. I teraz umrzesz albo nie umrzesz. Chcesz działania Bożego, albo nie. Chcesz mocy albo nie. Więc tego nie ominiemy. I niech Pan nam pobłogosławi w takich decyzjach. Abyśmy po prostu zechcieli obumrzeć i stwierdzić: "Panie, już nie ja, ale Ty".

Amen.